sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 19

,,Would he say he’s in L-O-V-E?
Well if it was me then I would I would
Would he hold you when you’re feeling low
Baby you should know that I would"

Zostałam otoczona przez chłopaków, którzy zasypywali mnie pytaniami.
- Naprawdę jej nie ma?
- Sprawdzałaś wszędzie?
- Nie wiesz, czy wzięła telefon?
Jedyną osobą, która trzymała się z tyłu był Harry. Nie podniósł się z kanapy, wpatrywał się w podłogę.
- Hmm... - zastanawiał się głośno Zayn - Ciekawe, kto ją ostatnio widział?
Spojrzał się oskarżycielsko na Harrego. Styles podskoczył jak oparzony i wycelował wzrok na Malika. Gdyby jego wzrok mógł zabijać, Zayn leżałby martwy na podłodze.
- Myślisz, że to moja wina?! - krzyknął
W pokoju zapanowała idealna cisza. Wszyscy z niecierpliwością wpatrywali się na zmian
ę w Harrego i Zayna, czekając, co z tego wyniknie.
- Tak sądzę - odpowiedział powoli Zayn, oglądając swoje paznokcie
Tego było za wiele dla Loczka. Rzucił się wściekły na Malika, ale na szczęście, zanim zdążył zrobić coś, czego będzie żałował, przybiegli do niego Liam i Louis i uwiesili mu się na ramionach. Niall włożył dwa palce do ust i głośno zagwizdał.
- Hej! - krzyknął - Skoro Dominika zniknęła, powinniśmy jej szukać, a nie oskarżać się nawzajem!
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami, nawet Harry, choć było widać, że jest zły na chłopaków za powstrzymanie go przed zniszczeniem buźki Zayna.
- Ja i Iza jedziemy do każdego, kto może ją znać, Liam z Louisem szukają w mieście - zarządził Niall - Harry, Zayn, nie pozabijacie się, jak zostaniecie tu, jakby wróciła?
Styles i Malik z wielkim trudem zgodzili się nie kłócić chociaż przez chwilę. Po upewnieniu się, że każdy ma przy sobie telefon, rozdzieliliśmy się na trzy grupy.
Już po pary minutach spędzonych sam na sam z Zaynem, wiedziałem, że dłużej nie wytrzymam. Czułem, że musiałem coś zrobić, bo zwariuję od bezczynnego czekania na Dominikę. Wstałem z miejsca i podszedłem do drzwi do ogrodu.
- Gdzie idziesz? - Zayn spojrzał na mnie podejrzliwie
Wzruszyłem ramionami i wybiegłem z domu, ignorując Malika, krzyczącego za mną, żebym wrócił. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, ale zdecydowałem, że trochę powłóczę się po naszym wielkim ogrodzie. W końcu jednak i na nim zabrakło miejsca, w którym przed chwilą bym nie był. Zbliżyłem się do samego końca ogrodu, czyli miejsca, do którego rzadko zachodził ktoś oprócz mnie. Był to staw, zasłonięty od strony reszty ogrodu wysokimi drzwiami. Najpiękniej było tu w nocy, kiedy księżyc odbijał się w tafli wody. Usiadłem na mokrej od rosy trawie i zacząłem podziwiać piękno mojego ulubionego miejsca. Mogłem tu siedzieć bez przerwy i często to robiłem, także znałem każdy centymetr tego miejsca. Dlatego od razu rzuciła mi się w oczy pewna zmiana. W siatce, odgradzającej nasz ogród od posesji sąsiada widniała wielka dziura. Podniosłem się z ziemi i zbliżyłem do płotu. Otwór był odpowiedniej wielkości, żeby przecisnęła się przez niego szczupła osoba. Rozszerzyłem trochę przejście, żebym mógł się w nie zmieścić, a następnie przeczołgałem się na druga stronę. Niszczyłem sobie koszulkę i raniłem plecy, ponieważ zaraz za płotem rosła wielka roślina z mnóstwem cierni, ale czołgałem się dalej. W końcu gałązki podniosły się na tyle wysoko, że mogłem stanąć na nogach. Rozejrzałem się po ogrodzie i zobaczyłem wielką powierzchnię zajmowaną przez przeróżne chwasty, w tym pokrzywy. Przedzierając się przez tą dżunglę, dziękowałem wszystkim po kolei, że rano zdecydowałem się założyć długie spodnie. Dziwiło mnie tylko, że skoro ten dom zamieszkuje bardzo bogaty biznesmen, nie stać go na zatrudnienie porządnego ogrodnika.
W końcu dotarłem do końca tego zapuszczonego ogrodu. Na płocie wisiała stara, otworzona furtka. Nie wiem, co mnie ciągnęło, żeby włamać się przez nią do jeszcze jednego sąsiada, tym razem syna znanego polityka. Powoli otworzyłem szerzej furtkę i znalazłem się na zadbanej rabatce z kwiatami. Minąłem posadzone w równych rządkach fiołki i udałem się w stronę małego lasku. Zaraz uznałem to miejsce za jedno z moich ulubionych. Z każdej strony wiało tajemnicą i magią. Wielkie drzewa rzucały złowieszcze cienie na ciemną trawę. Nie dostrzegałem dużo szczegółów w słabym świetle księżyca, ale jeden zwrócił moją uwagę. Duży kształt pod drzewem. Podszedłem bliżej, żeby przyjrzeć się mu z bliska i prawie nie uwierzyłem w to, co zobaczyłem.
- Domi... - szepnąłem do siebie
Dziewczyna spała i nie wyglądało na to, żeby było jej coś poważniejszego. Odetchnąłem z ulgą. Ukucnąłem przy niej i zacząłem głaskać opuszkami palców jej policzek.
- Domi, obudź się - szeptałem
Po kilku sekundach dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała na mnie niepewnie. Przeniosła wzrok na rękę na jej policzku. Szybko odsunąłem dłoń, przeklinając się w myślach. Podałem jej rękę i pomogłem wstać. Kiedy upewniłem się, że utrzyma się na nogach, przybliżyłem ją do siebie i mocno przytuliłem.
- Nie uciekaj więcej. Ja... to znaczy Zayn się martwił - wyszeptałem jej do ucha
Poczułem, jak jej łzy moczą mi koszulkę. Przycisnąłem ją mocniej do siebie. Nie chciałem, żeby płakała.
- Dlaczego uciekłaś? - spytałem, kiedy się trochę uspokoiła
- Harry... - zaczęła, ale potok nowych łez nie pozwolił jej skończyć
Otarłem jej mokrą twarz w moją koszulkę i chwyciłem za rękę, wyprowadzając z ogrodu sąsiada. Przez całą drogę próbowałem dodać jej otuchy uśmiechem, ale nie przynosiło to oczekiwanego skutku. Nie mogłem jej zmusić do chociaż najmniejszego podniesienia kącików ust.
Doszliśmy do furtki. Kazałem Dominice wspiąć mi się na plecy i zacząłem przedzierać się przez gąszcz chwastów. Nie chciałem sobie nawet wyobrażać, jak przeszła tu wcześniej. Ostrożnie przeprowadziłem ją pod cierniami i pomogłem przejść przez dziurę w płocie. Znaleźliśmy się znowu w naszym ogrodzie, a dokładniej nad ,,moim" stawem. Teraz Dominika sama złapała moją rękę. Nie protestowałem, przeciwnie, bardzo mi to pasowało. Pomimo wszystko nie robiłem sobie nadziei. Na pewno po prostu bała się ciemności, nic więcej. Spojrzała na mnie swoimi czekoladowymi oczami, w których do tej pory dostrzegałem łzy.
- Chcę ci powiedzieć - spojrzała się w ziemię
- Co powiedzieć? - zdziwiłem się
- Dlaczego uciekłam - wyjaśniła nie podnosząc wzroku
Zaprowadziłem ją w miejsce, w którym zwykle siadałem i położyłem się na trawie. Ruchem ręki zaprosiłem Domi, żeby zajęła miejsce obok mnie. Położyła się, ale nie do końca o to mi chodziło. Jej głowa znalazła się na mojej klatce. Teraz to mi oczy zaszły łzami, a serce waliło jak oszalałe. Powtarzałem sobie w duchu ,,ona nie jest i nigdy nie będzie twoja", ale to nic nie pomagało. Była zbyt blisko. Spróbowałem skupić się na tym, co mówiła.
- Nie chciałam was zostawić - mówiła - Chciałam wrócić. Nie mogłabym żyć bez moich pięciu idoli. Ale bałam się rozmowy z Zaynem. Wiem, że to głupie, ale chciałam przeciągnąć ją w czasie, najlepiej jak najdłużej. Nie wiedziałam, co miałabym mu powiedzieć. Wiem, że może to zabrzmieć dziwnie, bo znamy się dosyć krótko, ale kocham go.
To było bardzo dziwne uczucie słyszeć, jak taka cudowna dziewczyna opowiada, jak bardzo kocha swojego chłopaka. Czułem się, jakby raniła moje serce, całego mnie.
- Ale z drugiej strony - kontynuowała - Wciąż boli mnie ten policzek. Ale nie boli na twarzy tylko w sercu. Nie wiem, czy będę mogła mu wybaczyć, bo nigdy nie zapomnę tego koszmarnego poranka. Wiesz dlaczego znalazłam się w twoim łóżku? Bo wracając do pokoju myślałam o nim, tak mnie rozkojarzył, że aż pomyliłam drzwi.
Miałem ochotę krzyknąć, że ja bym nigdy jej nie skrzywdził, ale powstrzymałem się od tego. Nie mogła tego wiedzieć. Zacząłem głaskać ją po głowie, dodając otuchy. Kilka minut później zorientowałem się, że zasnęła, leżąc prawie cała na mnie. Pomyślałem, że dobrze byłoby powiadomić chłopaków i Izę, że Domi się znalazła, ale zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, powieki same mi się zamknęły.
Obudziłem się, kiedy słońce już wstawało. Mój, a właściwie nasz, bo od tej chwili dzieliłem go z Dominiką, utracił swój nocny urok, ale przy wschodzie słońca również wyglądał pięknie. Czułem na sobie powolne oddechy prześlicznej dziewczyny. Uśmiechnąłem się do siebie, ciesząc się, że mogę być chociaż przez chwilę tak blisko niej. Przyglądałem się jej kilka minut, aż w końcu zorientowałem się, że nie śpi. Podniosła wzrok i spojrzała na mnie. Odwróciłem szybko głowę.
Dziesięć minut później, kiedy otworzyliśmy drzwi do domu, naszym oczom ukazał się zaskakujący widok. Na trzyosobowej kanapie leżało, jeden na drugim, pięć osób. Iza wtulona była w Nialla, ale reszta leżała porozrzucana w kompletnym nieładzie. Podszedłem do nich na palcach. Kiedy byłem już bardzo blisko, skoczyłem na samą górę kupki ludzkich ciał, krzycząc przy tym jakieś dzikie, indiańskie zawołania. Efekt był piorunujący. Wszyscy obudzili się i odskoczyli od siebie w ułamku sekundy. Zauważyli Dominikę dopiero, kiedy zagłuszyła ich wszystkich swoim śmiechem. Wszyscy podbiegli, żeby ją uściskać. Na końcu kolejki ustawił się Zayn. Kiedy nadeszła jego kolej, złapał Domi za obydwie ręce i spojrzał głęboko w oczy. Po jej minie można było poznać, że już mu wybaczyła. Bardzo powoli zbliżyli swoje twarze do siebie a ich usta złączyły się w pocałunku. Uśmiechnąłem się do siebie. Była szczęśliwa, a to było dla mnie najważniejsze.


******************************
I jak się podoba?
Wiem, że miał być przedwczoraj, ale zwyczajnie nie miałam czasu,
żeby go dodać. Za to macie dość długi :)

Komentujcie, next jak zwykle jutro albo pojutrze.

3 komentarze:

  1. Za******y rozdział. Nie mogę w to uwierzyć bo się popłakałam, a tylko najlepsze blogi doprowadzają mnie do takiego stanu :)
    Kocham twój blog i życzę weny ^^
    < 33

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow ;D
    No no coraz więcej akcji ;D Podoba mi się ;D
    Czekam na kolejny :*
    Życzę weny :*

    Zapraszam do mnie na kolejny rozdział http://youre-me-kryptonite.blogspot.com/ :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowity rozdział :* cieszę się, że Domi jest z Zayn'em :^
    Uwielbiam czytać opowiadnia o Niallu, ale mimo zę wplotłaś tu jeszcze historię z Zaynem, to i tak blog jest świetny i wspaniały :*
    Buzieczki ^^

    OdpowiedzUsuń

1 komentarz=1 motywujący kop w tyłek